Wierszyki i Bajki dla Dzieci

Strona w budowie!

Maria Konopnicka

(1842–1910) – Maria Konopnicka znana jest z pisania moralizatorskich i patriotycznych wierszy dla dzieci. Jej utwory, takie jak "Stefek Burczymucha" czy "Zima zła", są nie tylko edukacyjne, ale także głęboko zakorzenione w polskiej kulturze. Twórczość Konopnickiej porusza ważne wartości, takie jak patriotyzm i moralność.

Na jagody

Tuż nad Bugiem, z lewej strony,

Stoi wielki bór zielony.

Noc go kryje skrzydłem kruczem,

Świt otwiera srebrnym kluczem,

A zachodu łuna złota

Zatrzaskuje jasne wrota.

 

Nikt wam tego nie opowie,

Moje panie i panowie,

Jakie tam ogromne drzewa,

Ile ptaszyn na nich śpiewa,

 

Jakie kwiatków cudne rody,

Jakie modre w strugach wody,

Jak dąb w szumach z wichrem gada,

Jakie bajki opowiada!

 

Mało komu tam się uda

Napatrzyć się na te cuda,

Mało kto w wieczornej ciszy

Tę borową baśń usłyszy,

Mało kogo bór przypuści

Do tajemnych swych czeluści,

Gdzie się kryją jego dziwy:

Świat jak z bajki — a prawdziwy!

Długo na to czekać trzeba,

Aż się wicher ukoleba,

Aż drożyny mech wygładzi,

Aż nas dzięcioł poprowadzi,

Aż się w dziuplach pośpią sowy,

Aż zadrzemie dziad borowy,

Aż obeschną w trawach rosy,

Aż utkają dywan wrzosy.

Wtedy — niech się co chce dzieje,

Dalej, dzieci! Idźmy w knieje!

 

Żeby tylko, chowaj Boże,

Nie napotkać gdzie ślimaka…

Jak nic drogę zajść nam może,

A to straszny zawadiaka!

 

Płaszcz zwinięty ma na grzbiecie,

Różki stawia na widecie.

Wali tego cała rota:

— Raz, dwa, trzy, i marsz, piechota!

 

A nad nimi lecą osy,

Grają, trąbią wniebogłosy,

Aż się echa w boru gonią…

Nie zaczepiaj, bo pod bronią!

Zaraz brzęk się ozwie krótki,

Do ataku brzęk pobudki,

Zaraz idą na bagnety…

Utnie która? — Gwałtu, rety!

 

A tam siedzi we fortecy

Pająk, co ma krzyż przez plecy

I krzyżakiem się nazywa:

Bestia sroga a złośliwa!

 

Myślisz — nic, a tu zasadzka:

Jak nie chwyci cię znienacka,

Jak nie zwiąże w łyka, w sznury,

To nie poznasz własnej skóry.

I choć nic cię nie zaboli,

Wziętyś, bratku, do niewoli!

Co krok strachy, co krok trwogi…

Z wojskiem ciągną marudery

Gąsienice w poprzek drogi;

A od głównej gdzieś kwatery

Adiutanty złotem świecą,

Na motylich skrzydłach lecą,

Aż im z czubów idzie para:

— Lewo w tył, i — naprzód, wiara!

 

Zanim dojdziem, zanim staniem

Pod borowych szumów graniem,

Nim na roścież się otworzy

Świat borowy, nasz, a boży,

Posłuchajcie, jak w poranek

Na czernice, na jagody

Szedł do boru mały Janek,

Jakie w boru miał przygody.

 

Ledwo ranne słonko wstało,

Patrzcie tylko, już jest w lesie!

Między sosny idzie śmiało,

Dwie krobeczki w ręku niesie;

Kapelusik wziął czerwony,

Żeby go się bały wrony,

A choć serce mu kołata,

Nic nie pyta! Kawał chwata!

— Na bok, tarnie i wikliny!

Dziś są Mamy imieniny:

Niespodziankę Mamie zrobię,

Jagód zbiorę w krobki obie,

Leśna rosa je obmyje,

Paprociany liść nakryje.

Ciszkiem, chyłkiem po polanie

Wrócę, zanim Mama wstanie,

No, i będzie niespodzianka:

Dar od boru i od Janka!

 

A czy jakie zamówienie?…

Szuka Janek, co ma siły,

A tu — żeby na nasienie!

Tak jagódki się pokryły.

 

Szuka w prawo, szuka w lewo,

Między brzozy, między sosny,

Wreszcie tam, gdzie ścięte drzewo,

Siadł zmęczony i żałosny.

 

Na płacz mu się zbiera prawie…

Wtem, gdzie szara ziemi grudka,

Tuż przed sobą ujrzy w trawie

Brodatego Krasnoludka.

 

Krasnoludek, wszakże wiecie,

To najmniejszy człeczek w świecie

I nie straszny ani trocha,

A nad wszystko dzieci kocha!

Krasnoludek różny bywa:

Jeden Polny — ode żniwa,

Drugi Pszczelny, rządzi ulem,

Ten był — Jagodowym królem.

 

Jagodowy król po borze

Jak po własnym chodzi dworze,

Mech mu leśny łoże ściele,

Z wilg i drozdów ma kapelę,

Gdzie bądź stąpi — kwiaty, zioła

Pochylają wonne czoła,

A w największą nawet ciszę

Trzcina przed nim się kołysze.

 

Jagodowy król — pan z pana!

Szata na nim cudnie tkana,

Korony zaś nie używa,

Bo za duża jest i krzywa.

Lecz i bez niej w jednej chwili

Obaj z Jankiem się zmówili.

 

Król zaświstał w orzech pusty.

Wnet szastnęło między chrusty

— Król ma służbę znakomitą,

Wiewióreczki z rudą kitą —

I w skok chyże jego posły

Obie krobki w bór poniosły.

 

— To i my idźmy za niemi! —

Rzekł do Janka król łaskawie.

Idą, a tu czerń na ziemi:

Wielkie mrówki pełzną w trawie…

Ledwie przeszły, pająk srogi

Kosmatymi stąpa nogi…

 

Zatrwożył się nasz chłopczyna.

— Nic się nie bój! — król mu powie.

— Włos nie spadnie ci na głowie!

To jest dobry starowina,

Pierwszy tkacz mojego dworu,

Od sajety i bisioru.

Ten pas, spojrzyj, srebrno-złoty,

Jego właśnie jest roboty…

To zaś moje pracowniki

Stawią mosty i chodniki.

Krocie tego mamy, krocie!

 

A wtem cień ich objął chłodem,

Weszli w gąszcz, między paprocie,

Jaś za królem, a król przodem.

 

Idą, aż tu nowe dziwy!

Krzyknął Janek, podniósł głowy:

Jako w sadzie stoją śliwy,

Tak tu gaj był jagodowy.

A jagody wszędzie wiszą,

Na szypułkach się kołyszą.

 

A tak każda pełna soku,

Że się prawie czerni w oku.

Zapatrzył się nasz chłopczyna,

A król podparł boki oba:

— Tu się państwo me zaczyna:

Jakże waści się podoba?…

I pod wąsem się uśmiecha,

A miał wąsy jako strzecha.

 

A wtem nagle się ukaże

Dwór królewski. Jak wspaniały!

Dach go kryje srebrnobiały,

Ślimak trzyma przed nim straże,

 

A żywiczna cienka ściana

Świeci słońcem wyzłacana.

Przede dworem, jak się godzi,

Królewicze stoją młodzi

 

I witają pięknie gościa

Oraz ojca Jegomościa.

A na każdym kubrak siny,

Jakby z czarnej jagodziny,

Jasne oczy zmyte rosą,

Krągłe mycki, nogi boso.

Macie w całej tu postaci

Jagodowych siedmiu braci.

 

Król nie wyrzekł ani słowa,

Tylko w róg zatrąbił złoty

I wnet dziatwa Jagodowa

Porwała się do roboty.

Co tam krzyku! Co tam śmiechu!

Co zabawy i pośpiechu!

Na krzewiny, na łodygi

Pną się, lezą na wyścigi,

Na wyścigi, na wyprzody

Najpiękniejsze rwą jagody.

 

I tak prawie w jednej chwili

Całą krobkę napełnili,

Którą wiewióreczki-posły

W skok po czubach drzew przyniosły.

 

— Popłyniemy teraz dalej,

Gdzie borówek jest kraina! —

Królewicze rzekną mali. —

W imię Ojca, Ducha, Syna,

Chlust na wodę! Szust po fali!

Tęga łódka — drzewna kora,

Setny żagiel — liść z jawora…

Nie potrzeba nam i wiosła,

 

Sama struga będzie niosła,

Nie potrzeba i sternika,

Powiedzie nas kaczka dzika!

Szumią trzciny, tataraki,

Modra ważka cicho leci…

Pyta żabka: — Kto tam taki?

— Jagodowe płyną dzieci!

 

Poza strugą, poza wodą

Jazda wierzchem przez burzany!

Cztery konie z stajni wiodą,

Każdy rumak zawołany.

Dosiadają oklep grzbieta

I — hop cwałem!… Heta! Heta!

 

Na bok, trawy i paprocie,

Bo stratujem wszystko w locie!

Umykajcie, tarnie, głogi,

Jaszczureczki, na bok z drogi!

Leci tętent przez pustosze,

Aż się echo niesie w ciszy…

Pędzą! Któż by odgadł, proszę,

Że wierzchowce — leśne myszy?

Co to jeszcze z tego będzie!

W Janku aż się śmieje dusza,

Ledwie że nie zgubił w pędzie

Czerwonego kapelusza.

 

A wtem — prrr! — zakrzykną społem

I wstrzymują konie rącze.

Patrzą — siedzą panny kołem

(Powój się nad nimi plącze).

 

Każda białą sukieneczkę

I czerwoną ma czapeczkę,

Każda warkoczyki złote,

Każda w ręku ma robotę

I to samo pilnie czyni,

Co i pani Ochmistrzyni.

 

Szastną chłopcy ukłon żwawo,

Oczy w lewo, nosy w prawo,

Jak przystoi dla honoru

Młodzi wychowanej w boru.

A najstarszy śmiało powie:

— Prezentuję was, panowie:

To jest gość nasz, mały Janek,

To — pięć panien Borówczanek.

 

I od słowa wnet do słowa

Potoczyła się rozmowa!

Jako panny są sierotki

Na opiece swojej ciotki,

Imci pani Borówczyny;

Jakie w boru są nowiny,

Jak się czyżyk czubi z żoną,

Jak jastrzębia powieszono,

Co wybierał drozdom dzieci,

Jakie dudek stroi psoty,

Jak tu miesiąc nocą świeci,

Jako pannom promień złoty

Powyzłacał nocą włosy,

Jak się myją w kroplach rosy,

Jak im brzózki suknie tkały,

Srebrnej kory dodawały,

Jak pończoszki te zielone

Na igliwiu są robione,

Jak biedronki mód nie znają

I w kropeczki suknie mają,

Jako jednej pannie Basia,

Drugiej Julka, trzeciej Kasia,

Czwartej Zosia, piątej Hania,

Jak je słowik uczy grania…

Wtem kiwnęły wszystkie główki,

Piękny dyg — i frr… w borówki.

 

Nie minęła jeszcze chwila

Na zegarku u motyla,

Nakręconym jak należy,

Podług złotej słońca wieży,

Kiedy panny już zebrały

Słodkich jagód koszyk cały.

 

Wnet dla pani Borówczyny

Niosą hamak z pajęczyny

I związawszy u lebiody

Nuż kołysać się w zawody!

Jak zabawa, to zabawa!

Choć kto spadnie, miękka trawa.

Jagodowi królewicze

Poszli z piasku kręcić bicze,

Hania gospodarzy z ciotką,

Pcha co siły hamak Basia.

A zaś Julka, Zosia, Kasia

Przyśpiewują piosnkę słodką.

Wtem ich ciotki głos doleci:

— Panny! Panny!… Dzieci! Dzieci!

Pójdźcie podjeść, czym bór darzy,

Hania dzisiaj gospodarzy!

Biegną; każdy się sadowi,

Idzie Hania z ciemną rzęsą.

Królewicze Jagodowi

Jedzą, aż się uszy trzęsą…

 

Imci pani Borówczyna

Niesie półmich wprost z komina,

Przy niej służba nieustanna:

To ta panna, to ta panna…

Śmiech i wrzawa! Lecą głosy:

«A sio, osy! A sio, bąki!»

A już trawy pełne rosy,

Już liliowe dzwonią dzwonki…

Zza gór kędyś i zza morza

Wieczorowa idzie zorza.

 

Więc się chłopcy porwą z ziemi:

— Dziękujemy za gościnę! —

Nożętami — szast — bosemi,

I wio, na wóz — na drabinę!

Parskną konie, zarżą sobie

(Garniec owsa miały w żłobie)

I wyciągną kłus tak tęgi,

Aż lejc trzeszczy i popręgi!

 

Jakby z wiatrem pędzi bryka…

Janek trzyma się koszyka,

Inni, jako który może,

W drabkach stoją na rozworze.

Jeszcze nie zabłysły gwiazdy,

Jeszcze zachód gra nad borem,

Kiedy z tej szalonej jazdy

Przed królewskim wytchli dworem.

Król im przeciw wyszedł stary,

Miły uśmiech lśni z oblicza.

— A prr… gniady! A prr… kary!

Ognia z pakuł! Pif, paf z bicza!

 

Przecknął Janek na trzask bata:

— Co to było? Jak to było?

Znikła króla srebrna chata…

Czyżby mu się tylko śniło?

Czyżby przespał tyle czasu

Na sosnowym pniu wśród lasu?

— Gdzież tam! Wszakże jakby żywą

Widzi króla brodę siwą,

Królewicze na bosaka,

Hanię, co ma z róż buziaka,

Cztery konie, wóz w drabiny,

Czepiec pani Borówczyny,

Słyszy śmiechy i okrzyki,

Słyszy nawet turkot bryki!

A tu wkoło nic — ni śladu…

Przypomina Janek sobie…

Dziwy, dziwy mu się roją,

Ani sposób dojść do ładu…

A wtem spojrzy — krobki obie

Pełne jagód przy nim stoją.

 

Wrócił, cicho stanął w progu.

Mama śpi? — To chwała Bogu!

Złotych jaskrów narwał w dzbanek,

Kwieciem potrząsł obrus biały.

 

A tuż obok filiżanek

Dwie krobeczki jagód stały.

Zaś napisał na arkuszu:

„Mojej Mamie zdrowia życzę!”

Nad tym, pełen animuszu,

Wymalował królewicze,

A zaś niżej jak róż wianek

Dał pięć panien Borówczanek.

 

Jak się mama ucieszyła,

Jak wyborna kawa była,

Jak jagody zaraz dano

Z miałkim cukrem i śmietaną,

Jak się wszyscy — starzy, mali,

Królewiczom dziwowali.

Jak dom cały, kręcąc głową,

Stał przed panien tych obrazem,

O tym chyba książkę nową

Napiszę wam innym razem!